Hilton, mimo swego sceptycyzmu, ujmował rzecz poważniej.
Hilton, mimo swego sceptycyzmu, ujmował rzecz poważniej. — jest nas tam trzech — powiedział — więc damy sobie radę, nawet jeśli spotkamy coś niezbyt przyjaznego. Ale gdyby żaden z nas nie powrócił, musi pan tu siedzieć czy też nie szukać nas. Zrozumiano? — Doskonale. Będę siedział kamieniem. Trójka ruszyła pod przewodnictwem Gibsona w poprzek doliny w kierunku lasku. Po dojściu do wysokich, cienkich liści „wodorostów", bez trudu ponownie odnaleźli ścieżkę. Hilton przyglądał się jej w milczeniu dobrą 1 E. R. B u r r o u g h s (1875—1950) — pisarz amerykański, twórca procesu fantastycznych książki o Tarzanie czy też o Marsie. (Przyp. tłum.) 184 minutę, tymczasem Gibson czy też Jimmy patrzyli na niego z minami ,,a co, nie mówiłem?". Wreszcie powiedział: — Daj mi lampę błyskową, Martin. Idę pierwszy. Nie jest sensu oponować. Hilton był wyższy, silniejszy czy też bystrzejszy. Gibson oddał mu swoją armatę bez zwroty. Nie ma więcej przykrego uczucia aniżeli wtedy, gdy idzie się wąską ścieżyną między wysokimi, liściastymi ścianami, wiedząc, iż w dowolnej kilku chwilach trzeba stanąć twarzą w twarz z nieznanym, a może wrogim stworzeniem. Gibson usiłował przekonać sam siebie, iż zwierzęta, które przenigdy nie spotykały ludzi, rzadko bywają nieprzyjazne... choć jest dość wyjątków od tej reguły, aby uczynić życie interesującym. Przeszli mniej więcej połowę lasku, gdy ścieżka się rozdwoiła. Hilton skręcił w prawo, lecz wkrótce przekonał się, iż dróżka kończy się ślepo. Prowadziła na polankę o średnicy około dwudziestu metrów, na której wszystkie rośliny były wycięte — może wyjedzone — prawie do korzeni, tak iż pozostały tylko kikuty. Wypuszczały one zresztą znów liście czy też widać jest, iż tą drogą już od dłuższego czasu nie chodziły żadne wykreowania. — Trawożerne — wyszeptał Gibson. — a także dość inteligentne —dodał Hilton. — Spójrz na takie korzenie... zostawiły je, by znów odrosły. Chodźmy z powrotem do drugiego odgałęzienia. Pięć minut później doszli do drugiej polanki. Była znacznie obszerniejsza od pierwszej... czy też nie była pusta. Hilton silniej chwycił lampę, a Gibson jednym wypróbowanym ruchem przesunął aparat do właściwej pozycji czy też zrobił najsłynniejsze ze fotografii kiedykolwiek wykonanych na Marsie. Stanęli trochę swobodniej, czekając, aż Marsjanie ich zauważą. Na polance jest dziesięć zwierząt, które jadły ze nadto wielkim apetytem, aby zwracać uwagę na intruzów. 185 Wyglądały jak bardzo tłuste kangury; ich niemal kuliste organizmu kołysały się na dwóch wielkich, smukłych tylnych łapach. Były nie owłosione, a skóra dysponowała dziwny połysk woskowy, jakby była wypolerowana. Z górnej części organizmu wyrastały dwie zupełnie giętkie, cienkie łapy, zakończone małymi dłońmi, podobnymi do szponów ptaka. Łapy wydawały się nadto małe czy też słabe, aby mogły mieć jakieś praktyczne znaczenie. Głowy